Pierwszy przystanek – Paihia. Kurort nadbrzeżny jakich wiele, a każdy jeden piękniejszy. Trudno się powstrzymać, aby co chwilę nie zatrzymywać auta, by choć chwilę popatrzeć na morze. Wieczorem czas rozejrzeć się za miejscem, gdzie możemy przystanąć autem na pierwszą noc. Zakaz na zakazie wzdłuż całej plaży „NO CAMPING”. Pierwsza decyzja: ” ok ryzykujemy, zostajemy tutaj, w końcu jest jeszcze przed sezonem to może nikt nie będzie się czepiać”. Po dłuższym namyśle postanowiłyśmy poszukać innej miejscówki. I tu proszę, jak spod ziemi wyrosło nam całe skupisko backpackerskich hosteli. Zaparkowałyśmy przed jednym z nich. Dobre posunięcie, możemy iść spać 😉
Dzień 3: noc na campingu, a zaraz z rana wyruszamy w dalszą podróż, tym razem kierujemy się na południe zachodnim wybrzeżem. Po długim dniu w aucie docieramy do Omparere, gdzie zdążyłyśmy na zachód słońca.
Dzień 4: cel na dziś – wrócić do Auckland, ale zanim to, po drodze czeka nas kilka atrakcji. Pierwszy na liście Waipoua Kauri Forest, czyli na polski język las z drzewami Kauri, które występują wyłącznie w Nowej Zelandii. Są to drzewa ogromnych rozmiarów. Ich średnica sięga nawet 20m, a w wzwyż pną się do 50m. Oczywiście wszystkie objęte są ochroną jako pomnik przyrody. Przed wejściem do lasu należy zdezynfekować buty, tak aby nie naruszyć tamtejszej flory, a w samym lesie co krok znaki upraszające, aby poruszać się tylko po wyznaczonych szlakach i nie zbaczać z nich.
I tym sposobem jesteśmy z powrotem w Auckland u Michaela i planujemy naszą dalszą przeprawę przez kraj Hobbitów…
Dodaj komentarz