Po przygodzie z Northland nadszedł czas na kadry prosto z filmu. I to dosłownie. Pierwsze ujęcie – Cathedral Cove (Coromandel), czyli jedna z plaż filmowej Narnii. Ponieważ nie jest nam to za bardzo po drodze, postanawiamy porzucić na chwilę Lasię Hondzię i ruszamy w starym stylu, czyli na stopa. Nowa Zelandia sprzyja takiej formie podróżowania. Po wcześniejszych doświadczeniach jesteśmy już zaopatrzone w karton i marker, które koniec końców nawet nie są potrzebne. Na poboczu spędzamy maksymalnie 5 minut i już mamy transport. Po prawdzie brakowało nam podróży autostopem. Żadna inna forma przemieszczania się nie oferuje tak zróżnicowanych opowieści o życiu, okolicy i nastrojach społeczno-politycznych. Nasi kompani uraczeni towarzystwem zwykle zawożą nas dalej niż ich kierunek na to pozwala. Koniec końców same korzyści – szybko, tanio i dobrze jednak istnieje. W drodze na wymarzoną plażę spotykamy pierwszą od początku pobytu grupę Polaków. Młodzi, piękni i podróżujący z pomysłem. Nam zostały tylko dwa ostatnie :p Sama plaża faktycznie zachwyca choć malutka i tłoczna. Cieszymy się, że jeszcze nie ma pełni sezonu, bo nie byłoby się gdzie wcisnąć. Poza plażowaniem zaliczona też pierwsza kąpiel w oceanie. Miało być moczenie do kolan ale fala zadecydowała inaczej.
Kolejny kadr to już epicentrum turystyczne – Hobbiton.
Choć przyjemność to droga a opinie poprzedników zróżnicowane, postanawiamy wyrobić sobie własną. Docieramy do miejscowości Matamata, z której ruszają zorganizowane wycieczki na farmę hobbitów. Choć nie preferujemy tej formy zwiedzania tym razem nie żałujemy wydanych pieniędzy. Zwiedzanie bez przewodnika w tym wypadku mogłoby pozostawić spory niedosyt, a tak mamy głowy pełne anegdotek z planu filmowego. Przyjęta forma i powinność wobec znajomych fanów R.R.Tolkiena i P.Jacksona objawiły oblicze prawdziwego TURYSTY. Po 2 godzinach zwiedzania 65 zdjęć hobbicich norek, które różnią się kolorem drzwi i wielkością dla uzyskania efektu złudzenia optycznego i ‚okłamania’ widza co do wzrostu aktorów. Na koniec wycieczki miły akcent – w cenie biletu raczymy się ciemnym piwem i cydrem w hobbiciej karczmie.
Następny przystanek – Mordor! Brzmi groźnie? Nie dla nas! Po niezliczonych, przepięknych plażach najwyższy czas na górską eskapadę! Bez względu na uroki otaczającego nas krajobrazu już nie możemy się doczekać żeby się porządnie zmęczyć! Nasza miłość do gór jest bezgraniczna, więc ta przygoda, choć nadal filmowa, zdecydowanie zasługuje na osobny wpis.
Dodaj komentarz