No i stało się! Czas na pierwszy wpis z Australii! Państwo-kontynent – odległości jakie się tutaj pokonuje przemieszczając z punktu A do B faktycznie mogą robić wrażenie! Z południa na północ w linii prostej to około 4000km, a ze wschodu na zachód jakieś 4500km. Międzymiastowe połączenia samolotowe faktycznie mają tutaj sens! Kraj wielkich różnic zarówno społecznych, kulturowych i religijnych znajdujący jednak wspólny język i możliwość koegzystencji. Państwo niezależne choć formalnie nadal uznające angielską królową Elżbietę II jako swoją głowę państwa. Nota bene obecnie najwyższe stanowiska państwowe obsadzone są również przez kobiety (premier i gubernator generalna). Co jednak najważniejsze kraj szczęśliwy! ‚No worry’ przez pierwsze kilka dni usłyszysz tyle razy, że zacznie ci się udzielać. I nie ważne, że jadowite węże, pająki czy aligatory! Swoją drogą w trakcie dwóch tygodni jeszcze się na żadne nie natknęłyśmy.
Jak w każdym nowym miejscu początki bywają trudne. U nas zaczęło się już 7 miesięcy temu podczas starania się o wizę Work and Holiday. Upoważnia ona do pracy w pełnym wymiarze godzinowym, najdłużej 6 miesięcy w jednym miejscu. Do tego przez rok od wbicia pierwszej pieczątki do paszportu, można swobodnie przekraczać granice Australii. Generalnie od momentu podpisania porozumienia pomiędzy Polską a Australią otrzymanie takowej wizy nie jest aż tak trudne. Pomijając fakt, że jest ich tylko 200 na rok. Do samego ubiegania się trzeba być jednak dobrze przygotowanym, bo inaczej tak jak w naszym przypadku, można osiągnąć tylko połowiczny sukces. Poniżej krótka lista CO, JAK I KIEDY.
CO? czyli jakie warunki należy spełnić
być pełnoletnim, ale nie starszym niż 31 lat
zgromadzić na koncie pokaźną sumkę 5000$ i najlepiej zdobyć podpisane przez bank potwierdzenie o dostępnych środkach
mieć kolejne 440$ na opłacenie rozpatrzenia wniosku o przyznanie wizy
zdobyć uznawany międzynarodowo certyfikat z j. angielskiego na poziomie troszku wyższym niż podstawowy (np. IELTS, TOFEL itp.)
być wykształciuchem z dyplomem studiów wyższych w wersji angielskiej
mieć poparcie rządu, czyli 3 wypełnione i podpisane formularze
https://www.mpips.gov.pl/
wypełnić formularz aplikacji o wizę numer 462
wniosek i więcej informacji http://www.border.gov.au/Trav/
Wszystko to przy założeniach bardziej oczywistych jak posiadanie paszportu, niekaralność, kaska na bilet powrotny, brak większych problemów zdrowotnych itp.
JAK?
W wariancie dla lubiących ułatwienia – a my będąc w Norwegii siłą rzeczy do takich należałyśmy – można skorzystać z pomocy biura pośredniczącego w załatwieniu wizy. Wydatek w skali opłaty za samo jej uzyskanie niewielki, a cała bieganina nie na Twojej głowie. Wybierając dobre i sprawdzone biuro możemy być spokojni o terminy i formalności.
KIEDY?
Dobrze być gotowym na 1 lipca kiedy rozpoczyna się nowa tura programu „ZWIEDZAJ I PRACUJ”. Wtedy też składamy wnioski do ministerstwa o przyjęcie do programu. Kilka dni oczekiwania i dostajemy pieczątkę na wnioskach. Kolejny krok – pakujemy wszystko razem do koperty i wysyłamy do ambasady Australii w Berlinie wraz z dokonaniem opłaty koniecznej do rozpatrzenia wniosku. W naszym wypadku wizy rozeszły się w około 3 tygodnie, czyli trochę dłużej niż te do Nowej Zelandii (15 minut) ale nadal w skali całego roku dość szybko.
A co gdy już się tu przyleci? Na samym lotnisku bez większych problemów. Podobno poza wizą i paszportem powinno się mieć potwierdzenie ubezpieczenia zdrowotnego, biletu na dalszą podróż lub zaświadczenia o posiadaniu odpowiednich środków na utrzymanie (zarówno w przypadku wizy W&H, jak i turystycznej na 3 miesiące). Koniec końców nikt nas o to nie pytał. Nawet wizy nie sprawdzili. Co jednak ważne to szczere wypełnienie deklaracji o wwożonych towarach. Po przygodzie na nowozelandzkim lotnisku wiedziałyśmy też, że nie ma co bujać i lepiej wyspowiadać się ze wszystkiego przy czym ma się jakiekolwiek wątpliwości.
I oto jesteśmy! Melbourne – temperatura w noc naszego przylotu ok. 25 stopni! Pierwsze na co masz ochotę to zrzucić ciężki plecak i biec na plażę. Potrzebna jest jednak aklimatyzacja. Aby ją ułatwić kolejna szybka lista pierwszych kroków na nowej ziemi.
LOKUM
jeśli na kilka dni to hostel, gdzie spotkasz międzynarodowe towarzystwo podobnych do Ciebie wariatów.
Jeśli na dłużej poszukaj mieszkania, pokoju czy airbnb – wychodzi dużo taniej.
KARTA SIM z dostępem do internetu
kupić je można na każdym rogu w 7/11 (taka trochę nasza żabka), ale warto rozeznać się w punktach operatorów – może akurat jest jakaś promocja.
KOMUNIKACJA PUBLICZNA
na nogach można zajść daleko ale w wielkim mieście jak Melbourne warto zainwestować w kartę MYKI (elektroniczny bilet) upoważniającą do przejazdów komunikacja miejską – znów dostępna w 7/11 gdzie można ją od razu doładować wybraną kwotą. Polecamy też pobranie aplikacji PTV, która pomaga ustalić trasę i środek lokomocji pod warunkiem, że wiemy gdzie zmierzamy.
PRACA
pierwszą i najbardziej popularną stroną gdzie pojawiają się ogłoszenia jest GUMTREE – możesz tam dodać też swoje ogłoszenie, ale przygotuj się na kilka niemoralnych propozycji zanim faktycznie otrzymasz telefon od potencjalnego pracodawcy. Generalnie pracę możesz dostać z dnia na dzień jeśli jesteś doświadczonym baristą (doświadczony ma tu kolosalne znaczenie – Australijczycy przykładają wielką wagę do kawy), albo nie boisz się pracy na farmie. Do pracy w restauracji czy barze potrzebne będzie Ci specjalne pozwolenie RSA – osobne zezwolenie dla każdego stanu. Kurs poza Victorią można zrobić online a samego egzaminu nie da się oblać.
NUMER PODATKOWY TFN
aplikacje składa się online https://www.ato.gov.au/
KONTO BANKOWE
choć często można trafić na pracę za gotówkę to może się przydać w przypadku pracy na farmie. Nam polecono http://migrant.nabgroup.com/ , ale jeszcze niesprawdzone osobiście.
ZAKUPY
najtańsze supermarkety to ALDI i COLES.
Okres przystosowawczy do nowego otoczenia – około 2 tygodnie. Co dalej? Jak to w naszym zwyczaju bez większego planu. POWODZENIA w odkrywaniu Australii życzymy zatem wam i sobie samym! 🙂
dziewczyny kiedy bedziecie w Sydney?:)
Lubię tego typu blogi, mam ich baardzo dużo w zakładkach, praktycznie jednym tchem wszystkie wpisy czytam. Wasz także mi się spodobał, powodzenia na przyszłość! Jedna, mała uwaga – w Australii nie ma aligatorów, tylko krokodyle 🙂