Podróż po Malezji spontanicznie ułożyła się nam w 3 etapy.
KUALA LUMPUR
Kuala Lumpur szufladkujemy, jako atrakcję na nie więcej niż 2 dni. Zobaczyłyśmy co najważniejsze, poczułyśmy co miałyśmy poczuć, zasmakowałyśmy miejskiego rytmu. Czego nie może zabraknąć na liście? Przede wszystkim bliźniaczych wież Petronas Towers, które nocą faktycznie robią spektakularne wrażenie. Kolejnego dnia wybieramy się pociągiem do Batu Cave, która również jest warta uwagi. Pomimo przeważającego muzułmanizmu, można tu zobaczyć, jak różne kultury się ze sobą przeplatają. Hinduska świątynia, a zaraz nieopodal niej China Town wraz z buddyjską chińską inną świątynia.
GEORGE TOWN
Z George Town udajemy się w kilkugodzinną podróż autobusem na kolejną wyspę tym razem Langkawi. Skoro wyspa to oczywiście czeka nas przeprawa promem. I tu typowa azjatycka scena… Czekamy w poczekalni portowej razem z tabunem innych ludzi na nasz prom. Nagle wszyscy się zrywają i ustawiają w kolejkę, ponieważ podpłynął jeden z promów. Sprawdzamy na tablicy, niby to nie nasz ale jesteśmy w Azji…tu wszystko jest możliwe. Podchodzi do nas jakiś pan (wcale nie pytany o pomoc 😉 ) i mówi, że też mamy stanąć w kolejce. Patrzymy na niego w dozą niepewności, ten sprawdza nasze bilety i przytakuje, że to nasz transport. W takim razie stoimy, a trzeba dodać że była to nie lada dłuuuga kolejka, tak więc odczekałyśmy swoje po czym kontroler biletów mówi że mamy usiąść, bo to nie nasz prom 😀 Jeszcze nie wiemy, ile trzeba spędzić w Azji czasu, aby takie sytuacje przestały zaskakiwać.
Po kilku dniach leniuchowania na Langkawi, trzeba było zabrać się za organizację wyjazdu do Tajlandii i co najważniejsze, gdzie i jak przekroczyć granicę. Warto tu dodać, że jeśli przekraczasz granicę Tajlandii drogą lądową posiadasz tylko 15 dni okresu bezwizowego. Z kolei drogą lotniczą jest tych dni aż 30. Ponieważ byłyśmy na wyspie, nie było sensu wracać na ląd, a dopiero stamtąd szukać transportu do granicy i dalej przez Tajlandię. Tym sposobem przekroczyłyśmy granicę drogą wodną promem płynąc do Satun…ale o tym w następnym poście 😉
Dodaj komentarz